sobota, 25 marca 2017

Od Luny CD Cane

Wpatrywałam się w ciemną substancję zastanawiając się co z tym zrobić. nagle do kuchni weszła Cane. Spojrzałam na nią pytająco, gdy nagle wpadł mi pomysł do głowy.
-Cane, masz jakieś plany na dziś?-Spytałam.
Dziewczyna lekko zaskoczona odparła przecząco. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ostatnio mamy jakieś problemy finansowe, a ty wiesz co nieco o czarnym rynku i co za ile, prawda?
-No tak, ale...
-Świetnie!-Przerwałam jej.- Chodź ze mną! Idziemy po organy!
-Jakie?-Spytała już lekko blada.
-Wątroba, nerki i serce.-Powiedziałam.-Podaj mi ceny.
-A więc...wątroba 157 tysięcy dolarów, nerki każda po 262 tysiące dolarów i serce za 119 tysięcy dolarów.-Wyrecytowała niczym wiersz.
Chwyciłam Cane za nadgarstek ciągnąc ją do wyjścia oraz mój plecak w którym wyjątkowo były dziś dwa noże i folie. Pudło z lodem już czekało w aucie. Cana usiadła na miejscu pasażera, a ja-mistrz kierownicy- za kółko. Ruszyłam z piskiem opon w kierunku imprezy. Dark był dziś tak naćpany że niestety nie jechał z nami, ale jednak dziś była to prywatna willa. Zapewne niebezpieczeństwa, pułapki itp. były wszędzie tam porozmieszczane. Było już koło 21 kiedy zajechałyśmy pod dom ofiary. Willa była mniejsza niż mi się wydawało, przypominała duży dom. Westchnęłam i wyjaśniłam Cane plan. Polegał on na tym że wchodzimy, męczymy ofiarę i żywcem wycinamy organy, na końcu zatruwamy krew i czekamy aż zdechnie, wycinam serce, wbijam nóż w klatę, puszczam moją ulubioną melodię i zostawiam kartkę z fragmentem tekstu. na końcu tylko ucieczka prosto na czarny rynek, ale wtedy to już Cana prowadzi. Wzięłam plecak i cicho wraz z moją wspólniczką weszłyśmy na teren gościa. Ku mojemu zdziwieniu pułapek nie było aż tak dużo i były łatwe w ominięciu. Facet spał w łóżku, a mój mózg wpadł na pewien pomysł. Jednak że musimy się spieszyć nie mogłam go zrealizować, więc po prostu kopnęłam gościa tak, że spadł na podłogę i się obudził. Uśmiechnęłam się szeroko i podałam Cane plecak uprzednio wyjmując z niego nóż i truciznę, którą wrzuciłam na chwilę do kieszeni. czas się zabawiać.
-Przyniosłam ci pecha.-Powiedziałam mój standardowy tekst.
Ruszyłam przywalając mu w ryj z sierpowego. Poleciał na ścianę i kaszlnął krwią. Dobra zabawa z mięczakiem. Podeszłam do niego, nikt kto dopiero co się obudził nie może wykonać gwałtownych ciosów, więc gdy spróbował zerwał jedno z więzadeł. Za tę próbę uderzenia mnie, przywaliłam mu z kopniaka prosto w przeponę. Krew coraz obficiej lała mu się z ust. Niestety, to co miłe szybko się kończy.
-Musimy się spieszyć. Podejdź!-Powiedziałam do Cany.
Dziewczyna podeszła i podała mi plecak. Wyjęłam z niego kajdanki przypominające kolczatkę (ale kolce były ostre) i nasączyłam kolce trucizną od Cany. Zapięłam mu je na kostkach i nadgarstkach wywołując niewyobrażalny ból, a to dopiero początek. Zakneblowałam mu mordę i wyjęłam drugi nóż z plecaka. Powoli wycięłam mu nerki i przełożyłam do woreczków, następnie to samo uczyniłam z wątrobą. Istna męczarnia, a facet nadal żył i był przytomny. Oblizałam górną wargę. Pora na finał. Wbiłam mu nóż w klatę i ostatecznie umarł albo konał. Na końcu wycięłam serce co spowodowało ostateczną śmierć. Jednak ono jeszcze biło, pomimo tego że było wycięte. Przełożyłam je do worka. Na końcu puściłam melodię i zostawiłam kartkę.
-Zmywamy się.-Powiedziałam.
Cana wzięła worki z organami do rąk, a ja mój plecak. Udało nam się, uciekłyśmy w aucie kierując się prosto na giełdę. W czasie, gdy Cana kierowała ja umieściłam organy w lodzie i przepłukałam sierść wodą. Nie mogłam jej zlizać, nikt się nie pisze na krew z trucizną.
-Gdzie jedziemy?-Spytałam kierującą dziewczynę.
<Cana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz