poniedziałek, 27 marca 2017

Od Cane CD Jack'a

Siedziałam na łóżku w lekkim szoku.
- Wiesz w ogóle co to za facet? Zrobił ci coś? - Zapytał Jack wracając do mojego pokoju.
- Zapewne jakiś niezadowolony klient ze sklepu... Różni kręcą się tam dziwacy. Nic mi się nie stało. Dziękuję ci. - Powiedziałam lekko się uśmiechając z powodu takiego obrotu zdarzeń. - Gdyby nie ty, to mogło skończyć się źle.
- Wiem. - Odpowiedział.
- Więc... Może w zamian przyjąłbyś ode mnie zaproszenie do baru? - Zaproponowałam, bo nie mogłam znieść tej niezręcznej ciszy, jaka zapanowała.
- Czemu nie? Znam jeden całkiem fajny. Chodź. - Odparł.
Skinęłam głową i wstałam z łóżka.

- No to jesteśmy na miejscu. - Powiedział Jack wychodząc z samochodu.
Bar, do którego mnie przywiózł, znajdował się w centrum miasta, toteż parking był wypchany samochodami. Kręciliśmy się po nim jakieś dwadzieścia minut, byleby znaleźć wolne miejsce.
Wewnątrz było strasznie dużo ludzi. Większość, to wyjątkowo pijane dziewczyny, które ledwo mogły ustać na nogach, ale cóż.
- Co bierzesz? - Zapytałam. - Ja stawiam.

<Jack? KRÓTKO, BO KRÓTKO, ALE ZAWSZE>

niedziela, 26 marca 2017

Od Jack'a cd Cane

- Jest jeszcze wcześnie, wyluzuj się kotku - odpowiedziałem podłączajac znowu głośniki. Cane znowu je odłączyla i powiedziała - Ale jestem zmęczona po pracy, litości człowieku. Wstałem i ruszyłem do drzwi od pokoju - Niech ci będzie, ale wisisz mi przysługę kochanie. Przepuścilem ja w drzwiach i wróciłem na łóżko.
- Kobiety - powiedziałem sam do siebie - same z nimi kłopoty. Wyjąłem fajkę z szuflady i zacząłem ja palić.
- Trzeba będzie uzupełnić zapasy - powiedziałem patrząc na pustą szufladkę. Oglądałem widoki za oknem a z słuchawek leciała jakaś spokojna muzyka. Po skończeniu papierosa odszedlem od okna i znowu sie położyłem.
- W sumie Cane ma fajną sylwetkę, wypukłą tylko tam gdzie trzeba - powiedziałem sam do siebie - tylko troche wstydliwa jest, trzeba będzie sie za nią najwidoczniej zabrać. Po chwili usłyszałem jakieś awantury w pokoju pode mną. Wstałem z łóżka i poszedłem do pokoju Cane, a w środku zobaczyłem jak jakiś facet się do niej dobiera, nie wyglądało żeby robił to za jej zgodą.
- Nie widzisz że cie nie polubiła? - zapytałem uderzając go w twarz. Szybko wywaliłem go za drzwi i poszedłem za nim. Wyciągnąłem nóż z kieszeni i przysunąłem mu go do gardła. - Nie chciałbym cie tu więcej widzieć wiesz?, sprzedaż organów jest tak kusząca, że mogę sie za drugim razem nie powstrzymać. Kiedy skończyłem podniosłem go i dosłownie wykopałem z hotelu. Pomachałem mu na pożegnanie i wróciłem do pokoju Cane.
<Cane?>

Od Pheona CD Marcus'a

Otworzyłem drzwi silnym kopnięciem. W dłoniach sztywno trzymałem karabin. Spojrzenia wszystkich były skierowane na nas. Na mnie i Marcus'a. Jakiś facet właśnie zaczął w panice podciągać spodnie, ale Marc go zastrzelił zanim mu się to udało.
- No co? Chciał się rzucić do ucieczki. - Odpowiedział, kiedy zmierzyłem go spojrzeniem. - Strzelamy?
Skinąłem głową. 
Po kilku minutach na podłodze leżało kilkadziesiąt trupów. Muszę przyznać, że to całkiem dużo jak na dom publiczny. 
- Gdzie trzymają pieniądze? - Zapytał Marcus.
- Na górze, w sejfie. - Odparłem. - Chodź.
Weszliśmy po schodach na górę, cały czas rozglądając się na boki. Jeśli ktoś by przeżył, mogłoby się to skończyć źle.
- A tak właściwie... - Zaczął mój wspólnik. - Jak masz zamiar wydostać stamtąd pieniądze? - Zapytał.
- Zdążyłem się tu pokręcić... Nieważne. Po prostu wiem jak to zrobić. Sejf właściciela tego burdelu nie ma jakichś szczególnych zabezpieczeń, co jest wyjątkowo głupie. I podejrzane. - Odparłem.
- A mimo to, i tak mnie tu przywlokłeś... - Westchnął Marcus. - To tutaj?
- Tak. - Uśmiechnąłem się i otworzyłem zamek. Jak? Strzelając w niego. Niesamowite, jak łatwo kogoś obrabować. Właściciel albo jest debilem, albo stwierdził, że tylko kretyn może chcieć okraść agencję towarzyską. 
Marcus zaczął pakować pieniądze do wcześniej przygotowanego worka.
- Łatwo poszło. - Mruknął zerkając na futrynę. - Pheon? - Wskazał w tą samą stronę.
Przy wejściu stało jakieś dziecko.

<Marc?  ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Od Marcus'a CD Pheon'a

- Co ty na to?
Właśnie... Nie do końca byłem pewien. Z jednej strony, to dziwne chodzić do burdelu z chęcią kradzieży pieniędzy, a nie czyjejś macicy, ale... Cóż. I tak nie miałem nic innego do roboty.
- Ta, dlaczego by nie. - mruknąłem, odpychając się od stołu, o który byłem oparty.
- Świetnie. - odpowiedział Pheon z tajemniczym uśmiechem odsłaniającym zęby.
Już kilka minut później wyszliśmy z budynku i zmierzaliśmy w kierunku docelowym...
- No więc, um... - mruknąłem, drapiąc się po karku.
Staliśmy już pod drzwiami jednej takiej agencji. Pheon twierdził, że jest nowa, ekskluzywna i w ogóle kutasy z nieba leco. A tymczasem była to stara, obskurna kamienica na obrzeżach miasta. Dość... Ciekawie się zapowiada. Jedyną cechą łącząca to miejsce z burdelem były dźwięki, heh.
- Masz jakiś plan? Wkradamy się tylnym wejściem, wchodzimy normalnie i udajemy zwykłych klientów? A może... - Nie dokończyłem.
Pheon podał mi małą, aczkolwiek masywnej budowy spluwę, po czym przeładował swoją broń. Był to chyba karabin, nie wiem, nie znam się na broni.
- Rób co chcesz, ale nie pozwól nikomu uciec z budynku... - warknął mój towarzysz i otworzył drzwi mocnym kopnięciem.
Zapowiada się ciekawe popołudnie, nie powiem, że nie...

>Pheon?<

Od Cane CD Jack'a

- Cholera... - Przeklęłam cicho zerkając na zegarek. - To widzimy się później. - Mruknęłam, po czym wybiegłam z kuchni bojąc się, że nie zdążę do pracy, a to ładny kawałek drogi stąd.

Po powrocie ze sklepu byłam troszkę zmęczona. W sumie to w tej pracy nie robię nic poza siedzeniem i podawaniem różnych przedmiotów. Położyłam się na swoim łóżku i przymknęłam oczy. Była szesnasta, a mnie już chciało się spać. Leniwie przekręciłam się na lewy bok i włożyłam dłoń pod głowę mając nadzieję, że uda mi się szybko zasnąć. Nagle z pokoju u góry zaczęła lecieć muzyka. Bardzo głośna muzyka.
- No kurr... - Warknęłam zakrywając głowę poduszką.
Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do drzwi, otwierając je wpadłam na Jack'a.
- Naprawdę aż tak ci się podobam? - Uśmiechnął się i poruszył brwiami.
- Nie. - Odpowiedziałam. - Po prostu jestem trochę zmęczona, nieważne. Możesz ściszyć tę muzykę? Chciałabym pójść spać.
- Pomyślmy... Nie. - Odarł wciąż się uśmiechając. - Masz najwyraźniej problem.
- Musisz być taki uparty? Nie możesz założyć słuchawek?
- Nie. - Wzruszył ramionami. - Dobrej nocy życzę. - Powiedział, po czym mnie wyminął i poszedł w stronę schodów.
Świetnie. Wróciłam do siebie i rozsiadłam się na łóżku, a Jack dodatkowo jebnął basem jeszcze mocniej. Jeszcze lepiej. Że też muszę mieć pokój akurat pod nim. Usiadłam na łóżku i wzięłam ze sobą laptopa. Przynajmniej to mogę teraz porobić.
- Morderstwa w Allender, odnaleziony baron narkotykowy, policja nie może poradzić sobie z przestępczością... Nic ciekawego. - Mruknęłam, a litery mieszały mi się w oczach. Zdecydowanie powinnam iść spać. - Skoro on nic z tym nie zrobi, to ja to zrobię.
Zamknęłam laptopa, po czym wyszłam z pokoju, a swoje kroki skierowałam prosto do pokoju Jack'a. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, głównie dlatego, że nawet nie słyszał, otworzyłam drzwi. Podeszłam do gniazdka i odłączyłam jego głośniki od prądu.
- Co ty robisz?! - Wstał z łóżka.
- Prosiłam, żebyś to ściszył.

<Jack?>

Od Luny CD Cane

Barman, gdy tylko nas zobaczył, wskazał ręką na zaplecze. Udałyśmy się więc w tamto miejsce. Pomieszczenie było średnich rozmiarów, a w powietrzu dało się wyczuć lekką woń krwi. W czasie gdy rozglądałam się po pomieszczeniu, Cane rozmawiała z tym mężczyzną. Po chwili dobili już targu i sprzedałyśmy organy za sporą sumę pieniędzy. Barman po chwili już wyszedł, a my zostałyśmy w tym pokoju.
-To...co teraz robimy?-Spytała Cane.
-Skoro już tu jesteśmy to możemy się napić.-Wzruszyłam ramionami. 
Wyszłyśmy z zaplecza i podeszłyśmy do baru. Cane zamówiła jakiś drink, a ja koktajl. Po chwili do stołka podszedł jakiś gość, oferując nam alkohol. Przez myśl przeszło mi to że mógłby nam coś tam dosypać, więc "grzecznie" odmówiłyśmy.
                                                        *jakiś czas później* 
Koło 3 w nocy wyszłyśmy z baru i poszłyśmy w prosto w stronę samochodu. Niestety koło niego stał ten typek z wcześniej z paczką kumpli. Westchnęłam i wraz z Cane poszłyśmy w stronę auta. Goście, gdy tylko nas zobaczyli, zaczęli na nas gwizdać co dosyć mocno zadziałało mi na nerwy.
-Czego chcecie?-Spytałam już trochę wkurzona na co oni się tylko uśmiechnęli, co mogło oznaczać tylko jedno.
Dostałam białej gorączki (albo furii, jak zwał tak zwał). Momentalnie pobiegłam jak z procy i skoczyłam do góry powalając kilku z nich, a Cane zajęła się resztą.
-K-kim wy...jesteście?-Wyjęczał koleś, któremu Cane złamała kość na pół. 
Piekielny ból, może prawie taki sam jak przy wycinaniu na żywca organów? Nie odpowiedziałyśmy na pytanie. Weszłyśmy tylko do auta i odjechałyśmy z piskiem opon w stronę bazy MT. Po niecałej godzinie dotarłyśmy na miejsce. Gdy tylko wysiadłyśmy, obie skierowałyśmy się w stronę kuchni.
-Cane, umyj sierść z krwi, a ja coś ugotuję.-Uśmiechnęłam się.
Dziewczyna tylko przytaknęła głową i podeszła do umywalki. Ja natomiast wyjęłam z lodówki składniki i zrobiłam gofry. Podałam to Cane wraz z nutellą i cukrem pudrem. Kiedy skończyłyśmy jeść, rozległ się głos tłuczonej szyby. Obie pobiegłyśmy w stronę z której dochodził ten dźwięk. na dworze byli...
<Cane?> 

Od Jack'a cd Cane

- Ależ nic sie nie stało kotku - odpowiedziałem - Tylko następnym razem jak będziesz chciała mnie dotknąć poprostu powiedz. Wrzuciłem sobie kanapki do mleka ,nalałem octu jabłkowego do szklanki i usiadłem obok niej.  Kiedy zapach octu dotarł do jej nozdrzy kichnęła.
– Na zdrowie – powiedziałem po czym zacząłem jeść.
– Co to jest? – zapytała .
–Ocet jabłkowy kotku – odpowiedziałem pijąc go.
–Pijesz ocet jabłkowy? – zapytała wykrzywiając twarz.
 –Tak, chcesz trochę?- zapytałem podsuwając jej szklankę pod nos. Ta jak na zawołanie kichnęła 3 razy pod rząd.
 – Na zdrowie kochana- powiedziałem śmiejąc się . Cane zarumieniła się i odpowiedziała ściszając głos
– Dziękuje?, a co ty tak właściwie tutaj robisz tak wcześnie, przecież nie pracujesz?. Założyłem nogi na stół
– To jest dobre pytanie, może  po prostu chciałem cię spotkać? – odpowiedziałem obejmując ją. Po chwili wstałem i umyłem nasze naczynia  - Nie musisz już wychodzić?.

<Cane?>

Od Pheona

Wstałem wcześnie rano, nie mając za bardzo co robić, postanowiłem zejść do kuchni, bo jak powszechnie wiadomo - na nudę najlepsze jest jedzenie.
Spotkałem tam Marcusa, robił sobie herbatę i nawet zapytał, czy też chcę.
- Nie, dzięki. - Odpowiedziałem, po czym otworzyłem lodówkę.
Wyjąłem z niej pierwsze lepsze zimne piwo i resztki wczorajszego obiadu. Po prostu szaleństwo.
- Zbilansowana dieta, huh? - Uśmiechnął się Marc.
- A jakże. - Odparłem wstawiając talerz do mikrofalówki. - Masz na dzisiaj jakieś plany? - Spytałem opierając się o blat.
- Nie, raczej nic ciekawego. A co? - Odrzekł mieszając herbatę.
- Może zechciałbyś mi pomóc? - Uśmiechnąłem się.
- W czym...? - Zapytał niepewnie chłopak odkładając łyżeczkę.
Po pomieszczeniu rozległo się przeciągłe piknięcie. Moje śniadanie gotowe.
- No widzisz... - Zacząłem, wyciągając jedzenie z mikrofali uważając, żeby się nie poparzyć. - Ostatnimi czasy strasznie nie chce mi się pozyskiwać od innych organów.
- Nie oddam ci moich nerek, zostaw je w spokoju! - Wykrzyknął z oburzeniem.
- Nie, nie. Spokojnie. Nie chcę twoich nerek. - Uspokoiłem go, po czym kontynuowałem. - Jakiś czas temu w mieście otworzyli agencję towarzyską, która ponoć robi furorę.
- Chcesz iść ze mną do burdelu?
- Tak jakby. Bynajmniej nie w celach matrymonialnych. Jest dużo klientów, a co za tym idzie, na pewno też dużo pieniędzy. - Wyjaśniłem siadając obok niego. - Co ty na to?

<Marcus?>

Profil - Pheon Thove


Pheon Thove


PSEUDONIMY: Nie ma żadnych.
ZAWÓD: Utrzymuje się z handlu ludźmi oraz ich organami.
WIEK: 25 lat.
PŁEĆ: Mężczyzna.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOS: Fuck you.
CHARAKTER: Pheon nie należy do najmilszych osób, to prawda. Jest impertynencki, dziwny i "jakiś nienormalny". Nie oznacza to, że jest "tró emo bedbojem", który zabije cię zanim się przywitasz. Sam często swoim stylem bycia prowokuje do różnych bójek, zwykle nieumyślnie.
Mimo wszystko, nie jest on totalnym chamem. Wyznaje zasadę "szacunek za szacunek" i jeśli będziesz dla niego miły/miła, to on dla ciebie też będzie. Ma swoje resztki honoru. Jeśli się go o coś poprosi, to zwykle to zrobi. Pheon jest bardzo bezpośredni, szczery do bólu, nie owija w bawełnę i woli najokrutniejszą prawdę, niż jakiekolwiek kłamstwo. Ma całkiem spore poczucie humoru. Nie wygląda na takiego który lubi się śmiać, co? Aczkolwiek lubi. Czasem nawet sobie trochę podśpiewuje, ale zawsze uważa, by nikt go na tym nie przyłapał, więc jest to prawie niemożliwe. Nie obchodzi go to, co myślą o nim inni. Wie co ma robić i robi to, wbrew wszystkiemu.
ZAUROCZENIE: No za dużego wyboru to tu nie ma.

Cane CD Luny

- Na giełdę, ot co. - Odparłam lekki wzruszając ramionami.
- Gdzie? - Zapytała dziewczyna, była nieco zdezorientowana.
- W Allender czarny rynek jest całkiem nieźle rozwinięty. Nie twierdzę, że zajedziemy do jakiegoś sklepu i wejdziemy do niego ze słowami "ŚWIEŻE NERKI", ale jest kilka klubów, które oferują nawet niezłe sumy za nieuszkodzone organy. Wprawdzie to kluby ze striptizem, ale zawsze. - Powiedziałam. - To już niedaleko.
- Co ma striptiz do organów? - Zdziwiła się Luna.
- A skąd ja mam wiedzieć? Może tak samo potrzebny...? Nie wiem, nigdy mnie to specjalnie nie obchodziło. - Odrzekłam zajeżdżając na parking. - No i jesteśmy na miejscu.
Wyszłyśmy z samochodu i skierowałyśmy się w stronę budynku z naklejoną fototapetą fajnej pani na oknie. Z wnętrza słychać było stłumioną muzykę. Ochroniarz stojący przed klubem mnie znał, przez co nie miałyśmy problemów z dostaniem się do środka.
- Co teraz? - Zapytała Luna idąc tuż za mną.
- Widzisz tego gościa? - Spytałam wskazując palcem na faceta sprzedającego drinki. - Musimy do niego podejść i powiedzieć, że mamy... No.
Dziewczyna skinęła głową. Uśmiechnęłam się, po czym niepewnym krokiem, bo przecież niecodziennie jestem w takich miejscach, heh, zbliżyłam się do barmana. Znał mnie i najwyraźniej domyślał się, w jakiej sprawie przychodzę.


<Luna? KRÓTKO, BO KRÓTKO, ALE ZAWSZE!>

Od Dark`a CD Marcus

Zerknąłem na przykutą do łóżka kobietę. Zmarszczyłem brwi i westchnąłem. Spojrzałem na Marcus`a, który nie był pewny co z nią teraz zrobić.
-Nie możemy jej wypuścić, bo mogłaby donieść glinom.
Wstałem i podszedłem do łóżka. Wyjąłem strzykawkę spod łóżka i wstrzyknąłem jej substancję do krwi. Po chwili leżała nieprzytomna, ale żywa.
-Marcus, pomóż mi ją zanieść do windy.-Powiedziałem.
Kiedy wreszcie udało nam się ją wpakować do windy, wjechaliśmy na ostatnie piętro. Otworzyłem jeden z tamtych pokoi. Na prawo były pokoje z zamkniętymi mężczyznami, a na lewo kobiety. Otwarłem następny z kolei pusty pokój i wrzuciłem ją do środka zamykając za sobą drzwi.
-Ej, Dark, co to tak właściwie za miejsce?-Spytał rozglądając się dookoła.
-Cane ci o tym nie mówiła? Ten hotel jest tylko MT, prawda? No więc na ostatnim piętrze są zamknięci ludzie. W pokojach na prawo są mężczyźni, a w tych po lewej kobiety. Ci ludzie to osoby, które nie płaciły za dostawy. W każdym pokoju jest łazienka, dwuosobowe łóżko oraz lodówka i "zabawki". Osoby, które tu są to nasi więźniowie.-Wytłumaczyłem.-Dodatkowo, ten świat jest pełen różnych dziwadeł, które płacą nam za spędzenie nocy z osobą z danego pokoju.
Podałem mu segregator z osobami, które są tu uwięzione. Był to gruby plik.
-Tak właściwie, co jeśli uciekną?
-Nie uciekną, drzwi można otworzyć i zamknąć tylko z zewnątrz. Jeśli jednak uciekną, Luna ich zabije i sprzedamy organy.
-Ta...-Przytaknął.
Weszliśmy z powrotem do windy i zjechaliśmy na dół. W czasie, gdy jechaliśmy powiedziałem Marcus`owi że może tam iść kiedy chce i testować gumki. Spojrzałem na zegarek, niedługo miał przyjść jeden z klientów na najwyższe piętro.
-Marcus, idziemy wieczorem do baru?-Spytałem.
Po chwili zastanowienia, chłopak odpowiedział twierdząco. Po wyjściu z windy skierowałem się prosto do kuchni, gdzie zastałem Cane, coś robiącą.
-Co gotujesz?-Zerknąłem jej przez ramię.
Jednak jedyne co zobaczyłem to stopioną plastikową deskę i jakieś dodatki. Wyglądem przypominało to trochę...właściwie nie wiem czym była ta gęsta maź. Cane jednak nie zwróciła na mnie uwagi i dopiero wtedy do mnie dotarło że miała w uszach stopery. Zignorowałem to i usiadłem na krześle. Położyłem się na stole i zamknąłem oczy. niedługo mogą być jakieś problemy w firmie, więc do tego czasu nie będę mógł nic wypalić. Dlatego też wstałem i sięgnąłem do szafy z tabletkami przeciwbólowymi. Wziąłem jedną i popiłem wodą. Nim się zorientowałem był już wieczór i Marcus wszedł do kuchni.
-Idziemy?-Spytałem.
<Marcus?>

sobota, 25 marca 2017

Od Marcus'a CD Dark'a

Przez chwilę stałem na środku pokoju nie będąc do końca pewnym co powinienem zrobić. Od testowania gumek miałem dziewczyny z firmy, więc teoretycznie nie musiałem tego teraz robić. A poza tym - czy to nie zalicza się jako gwałt?
Upita dziewczyna przykuta do łóżka mojego współlokatora czknęła przez zbyt dużą ilość alkoholu.
Heh... Ciekawe... Jak ona fajnie czka.
Znowu czknęła. Podszedłem do łóżka przypatrując się kobiecie z zaciekawieniem. W sumie, gdybym tak tylko raz... Ale to nadal będzie gwałt. Chyba, że...
- Chcesz się ze mną przespać? - spytałem, bo co innego miałem zrobić.
- Ta-a-ak! - powiedziała czkając.
Tak śmiesznie. Cóż. Wzruszyłem tylko ramionami i zająłem się swoją pracą...

Gdy wszystko dobiegło końca, ubrałem się i stanąłem na środku pokoju, drapiąc się przy okazji po karku. Nie do końca wiem co tu się właśnie wydarzyło... Jednakże.
Z przykrością stwierdzam, że prezerwatywy te nie nadają się do użytku, heh... Jakieś mało trwałe są.
Z podłogi podniosłem puszkę po piwie i upijając z niej ostatni łyk, podszedłem do Dark'a. Robił coś przy komputerze, a na uszach miał słuchawki przez co i tak mnie nie słyszał. Zaglądając mu przez ramię, zobaczyłem pocztę internetową. Pewnie sprawdza te zamówienia czy coś...
- Ej. - Szturchnąłem jego ramię.
Zero reakcji, no cóż.
Westchnąwszy, zdjąłem słuchawki z jego uszu. Na mój gest, odwrócił się na fotelu patrząc na mnie pytająco podnosząc brwi.
- Co robisz...? - spytałem, przeczesując dłonią swoje włosy.
- Ja tylko... Interesy. - odpowiedział nerwowo, zupełnie tak jakby miał coś do ukrycia. Postanowiłem jednak o to nie pytać. Ewentualnie dowiem się nieco później.
- Okej... A co zrobimy z nią...? - zapytałem, wskazując kciukiem za siebie, na śpiącą kobietę.

>Dark?<

Od Dark`a

Minęło dopiero kilka minut od kiedy jestem w domu, a na poczcie znów nowe prośby o "ziółka". Westchnąłem i wyłączyłem komputer. Położyłem się na łóżku i...momentalnie odleciałem. Ile to już minęło od kiedy nie musiałem ćpać ani pić żeby zasnąć? Sam nie wiem. Kiedy się obudziłem był ranek.
-Ja walę! Zgaście to pieprzone słońce!!!-Wydarłem ryja, chociaż sam nie wiem na kogo.
Usiadłem na łóżku, by wstać i zasłonić okno. Po kilku chwilach w pokoju znów było ciemno. Gdyby było za jasno to rośliny by mi zwiędły. Wszedłem do oddzielnego pokoju, gdzie rosły moje skarby i stały litry alkoholu. Rozejrzałem się dookoła. Za dwa dni będę mógł już zbierać. Wyszedłem z pomieszczenia i położyłem się na łóżko wlepiając wzrok w sufit. Zamknąłem oczy i...po mojego pokoju ktoś wbiegł, krzyczał coś, ale niewiele zrozumiałem. Po chwili wybiegł, więc chyba nie było to nic ważnego. Nagle znów przeszył mnie ból głowy. Wyciągnął spod łóżka jednego z większych skrętów i odpaliłem. Nagle przypomniało mi się że ma przyjść do mnie jedna z klientek. Wstałem i schowałem mój skarb. Dosłownie sekundę później rozległo się pukanie do drzwi. Wyszedłem z pokoju, kierując się w stronę wejścia. Mimo to, ktoś otworzył je pierwszy wpuszczając ją do środka. Przed drzwiami stał Marcus i rozmawiał z kobietą.
-Siemka.-Powiedział.
-A, Marcus. Cześć.-Nagle wpadł mi plan tak genialny, że aż uśmiechnąłem się pod nosem.-Panie przodem.
Wskazałem jej drzwi mojego pokoju. Marcus zamknął już drzwi frontowe i kierował się w kierunku kuchni. Złapałem go za ramię i zdziwionego zaciągnąłem do mojego pokoju.
-W trójkę zawsze lepiej.-Powiedziałem.
Zamknąłem drzwi na klucz i podałem moim gościom alkohol z wyższej półki. Jednak...potem alkohol dolewałem już tylko kobiecie, a ja i Marcus piliśmy wodę, która do złudzenia przypominała alkohol. Po chwili klientka była już pół przytomna i mówiła od rzeczy. Wyciągnąłem kajdanki i przykułem do łóżka.
-Ej...Dark. O co tu tak właściwie chodzi?-Spytał.
Zagadkowo wpatrywał się w przykutą do ramy łoża kobietę.
-Mówiłeś coś ostatnio o testowaniu nowych gumek, które ci przysłali. prawda?
-No tak...-Ciągnął.
-Ta kobieta od miesiąca nie zapłaciła za alkohol ani narkotyki, które jej daję. Dlatego możesz z nią zrobić co chcesz. Nie musisz się o nic martwić, zamknie się ją w jakimś pokoju i będzie niewolnicą.-Powiedziałem.
Takie rzeczy to była już prawie norma tutaj, ale z jeszcze żadną nikt "tego" nie robił. Podszedłem do komputera i założyłem słuchawki, by odsłuchać wiadomość z zamówieniem od kogoś.
<Marcus?>

Od Cane

Stoję nad brzegiem morza, wieje lekki wiatr, słońce strasznie grzeje. Jestem tam sama. Mewy krążą nad dość spokojną wodą. Już mam zamiar wejść i chwilę popływać...
Ale dzwoni ten cholerny dzwonek. Jak zawsze. Siódma rano. Czas iść do pracy.
- W sumie, to spokojnie mogłabym rzucić tę robotę. - Szepnęłam ściągając w panice piżamę. - W sumie mamy hajsu tyle, że mogłabym wykupić jakąś połowę miasta razem z ludźmi. Czemu ja siebie samej tak bardzo nienawidzę? 
Przemknęłam szybko do łazienki naprzeciwko pokoju mając nadzieję, że nikt nie zauważył.
- No bo po co wstawać o dwunastej i robić coś ciekawszego niż siedzenie na tyłku przez siedem godzin w towarzystwie jakichś pojebów. Świetnie to obmyśliłam. - Kontynuowałam swój monolog szczotkując sierść.
Kiedy już w miarę się ogarnęłam i "jakoś" wyglądałam, zbiegłam na dół chcąc zjeść coś na szybko w kuchni. Na moje nieszczęście, nie wyhamowałam na zakręcie, przez co wpadłam wprost na przechodzącego tamtędy Jack'a, odbiłam się od niego i upadłam na ziemię. Lekko zestresowana spojrzałam w górę. Kiedy zobaczyłam, że się na mnie patrzy (no szok), zaczęłam się nerwowo śmiać, co znacznie pogorszyło sytuację.
- Uważaj jak łazisz. - Mruknął kręcąc głową, po czym wszedł do kuchni rozsiadając się przy stole.
Chyba się zorientował, że coś ze mną nie tak. Swoją drogą, co robi o tak wczesnej porze? Troszkę zbyt późno się zorientowałam, że minęło kilka minut, a ja dalej siedzę na podłodze i śmieję się sama do siebie. 
Kiedy już się uspokoiłam, wstałam i podeszłam do lodówki wyciągając mleko. Trochę było mi niezręcznie, pomimo tego, że go znam. 
- Przepraszam za to, co wcześniej. - Powiedziałam cicho siadając przy stole i nalewając mleka do kubka.

<Jack?>

Od Luny CD Cane

Wpatrywałam się w ciemną substancję zastanawiając się co z tym zrobić. nagle do kuchni weszła Cane. Spojrzałam na nią pytająco, gdy nagle wpadł mi pomysł do głowy.
-Cane, masz jakieś plany na dziś?-Spytałam.
Dziewczyna lekko zaskoczona odparła przecząco. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ostatnio mamy jakieś problemy finansowe, a ty wiesz co nieco o czarnym rynku i co za ile, prawda?
-No tak, ale...
-Świetnie!-Przerwałam jej.- Chodź ze mną! Idziemy po organy!
-Jakie?-Spytała już lekko blada.
-Wątroba, nerki i serce.-Powiedziałam.-Podaj mi ceny.
-A więc...wątroba 157 tysięcy dolarów, nerki każda po 262 tysiące dolarów i serce za 119 tysięcy dolarów.-Wyrecytowała niczym wiersz.
Chwyciłam Cane za nadgarstek ciągnąc ją do wyjścia oraz mój plecak w którym wyjątkowo były dziś dwa noże i folie. Pudło z lodem już czekało w aucie. Cana usiadła na miejscu pasażera, a ja-mistrz kierownicy- za kółko. Ruszyłam z piskiem opon w kierunku imprezy. Dark był dziś tak naćpany że niestety nie jechał z nami, ale jednak dziś była to prywatna willa. Zapewne niebezpieczeństwa, pułapki itp. były wszędzie tam porozmieszczane. Było już koło 21 kiedy zajechałyśmy pod dom ofiary. Willa była mniejsza niż mi się wydawało, przypominała duży dom. Westchnęłam i wyjaśniłam Cane plan. Polegał on na tym że wchodzimy, męczymy ofiarę i żywcem wycinamy organy, na końcu zatruwamy krew i czekamy aż zdechnie, wycinam serce, wbijam nóż w klatę, puszczam moją ulubioną melodię i zostawiam kartkę z fragmentem tekstu. na końcu tylko ucieczka prosto na czarny rynek, ale wtedy to już Cana prowadzi. Wzięłam plecak i cicho wraz z moją wspólniczką weszłyśmy na teren gościa. Ku mojemu zdziwieniu pułapek nie było aż tak dużo i były łatwe w ominięciu. Facet spał w łóżku, a mój mózg wpadł na pewien pomysł. Jednak że musimy się spieszyć nie mogłam go zrealizować, więc po prostu kopnęłam gościa tak, że spadł na podłogę i się obudził. Uśmiechnęłam się szeroko i podałam Cane plecak uprzednio wyjmując z niego nóż i truciznę, którą wrzuciłam na chwilę do kieszeni. czas się zabawiać.
-Przyniosłam ci pecha.-Powiedziałam mój standardowy tekst.
Ruszyłam przywalając mu w ryj z sierpowego. Poleciał na ścianę i kaszlnął krwią. Dobra zabawa z mięczakiem. Podeszłam do niego, nikt kto dopiero co się obudził nie może wykonać gwałtownych ciosów, więc gdy spróbował zerwał jedno z więzadeł. Za tę próbę uderzenia mnie, przywaliłam mu z kopniaka prosto w przeponę. Krew coraz obficiej lała mu się z ust. Niestety, to co miłe szybko się kończy.
-Musimy się spieszyć. Podejdź!-Powiedziałam do Cany.
Dziewczyna podeszła i podała mi plecak. Wyjęłam z niego kajdanki przypominające kolczatkę (ale kolce były ostre) i nasączyłam kolce trucizną od Cany. Zapięłam mu je na kostkach i nadgarstkach wywołując niewyobrażalny ból, a to dopiero początek. Zakneblowałam mu mordę i wyjęłam drugi nóż z plecaka. Powoli wycięłam mu nerki i przełożyłam do woreczków, następnie to samo uczyniłam z wątrobą. Istna męczarnia, a facet nadal żył i był przytomny. Oblizałam górną wargę. Pora na finał. Wbiłam mu nóż w klatę i ostatecznie umarł albo konał. Na końcu wycięłam serce co spowodowało ostateczną śmierć. Jednak ono jeszcze biło, pomimo tego że było wycięte. Przełożyłam je do worka. Na końcu puściłam melodię i zostawiłam kartkę.
-Zmywamy się.-Powiedziałam.
Cana wzięła worki z organami do rąk, a ja mój plecak. Udało nam się, uciekłyśmy w aucie kierując się prosto na giełdę. W czasie, gdy Cana kierowała ja umieściłam organy w lodzie i przepłukałam sierść wodą. Nie mogłam jej zlizać, nikt się nie pisze na krew z trucizną.
-Gdzie jedziemy?-Spytałam kierującą dziewczynę.
<Cana?>

Profil - Marcus Macey


 Marcus Macey


PSEUDONIMY: Marc, choć jest to właściwie tylko skrót od imienia.
ZAWÓD: Tester prezerwatyw ( ͡° ͜ʖ ͡°)
WIEK: 20 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOSTalk me down.
CHARAKTER: Marcus jest pewny siebie i stanowczy, ciężko jest go odwieźć od celu, który sobie postawił. Lubi towarzystwo, długie rozmowy, żarty i wygłupy. Jest wygadany, w kłótni czy żartobliwej sprzeczce zawsze znajdzie argument, nawet jeśli byłby najbardziej niedorzeczny. Zawieranie nowych znajomości to coś co sprawia mu przyjemność, nawet jeśli druga osoba nie jest skora do pogłębiania relacji. Jednakże Marc to wielka ciapa - potyka się o własne nogi i wpada na ściany, nie zauważy niczego, jeśli nie pokażesz mu palcem. Lubi być w centrum uwagi i o wszystkim wiedzieć dlatego korzysta z pomocy swojego "informatora" - siostry Cane'y, która zawsze wie o wszystkim jako pierwsza.
ZAUROCZENIE: Brak

Od Cane CD Luny

Dziewczyna mierzyła mnie spojrzeniem. Tak, wypadałoby to jakoś wyjaśnić. W końcu nie codziennie komuś do pokoju wbija współlokatorka i to prawie razem z drzwiami, czyż nie?
- Bo widzisz... - Wyjąkałam trąc dłonią o kark. - W kuchni robiłam truciznę, nie?
- Co to ma do rzeczy? - Spytała unosząc brew.
- Może ci się przyda? Facet, który ją zamawiał zrezygnował. Stwierdził, że to będzie zbyt mało spektakularne. Chyba szykuje się jakaś większa masakra. To jak, chcesz to czy nie? - Zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Hm, raczej mi się do niczego nie przyda, ale... W sumie to możesz zostawić. - Odparła z lekkim uśmiechem, przez który wywnioskowałam, że ma już pewne plany związane z moim tworem.
- Ok, w takim razie zostawię w kuchni. - Odwzajemniłam uśmiech, który zapewne w moim wykonaniu nie wyglądał najlepiej i wyszłam z jej pokoju.
Wróciłam do swojego pokoju, w którym jak zwykle panował bałagan. Mogłabym sprzątać całe dnie, a i tak coś po chwili leżałoby na podłodze. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się za okno. Mieszkańcy Allender, zajęci swoim życiem, nie zauważyli nic dziwnego, a jak powszechnie wiadomo, gdy jest tutaj za spokojnie, należy jak najszybciej uciekać i się nie odwracać. Westchnęłam opadając na pościel. Nieco pogniecioną, ale nie można narzekać. Nudziłam się niesamowicie.
- Może ktoś będzie potrzebował pomocy...? Może się na coś przydam? - Mruknęłam, po czym szybko podniosłam się z pozycji leżącej i wręcz wybiegłam ze swojego jakże skromnego lokum.
Zawsze ktoś jest w kuchni. Zawsze. Jakby nie mieli nic innego do roboty, niż tylko żreć. Oczywiście, miałam rację. W tym jakże niesamowitym pomieszczeniu siedziała Luna wpatrując się w to coś, co robiłam dziś rano.
- Coś z tym nie tak? - Spytałam opierając się o futrynę?

<Luna?>

Od Luny

Ponownie rozejrzałam się dookoła. Dark strzegł wejścia do pokoju. Spojrzałam na wystraszoną ofiarę, było nią stworzenie wyglądem przypominające morsa. Przywaliłam mu ponownie w przeponę i wywróciłam na ziemię. Nie do końca żywego kopnęłam pod ścianę i wyciągnęłam nóż. Biedak, chyba nie wiedział że ten pokój jest dźwiękoszczelny, bo darł ryja jak opętany.
-Przyniosłam ci pecha.-Uśmiechnęłam się.
Wyjęłam nóż i trafiłam nim prosto w klatkę piersiową. Minuta i było po sprawie. Włączyłam w radiu moją ulubioną melodię i przykleiłam kartkę z tekstem do czoła. Podeszłam do trupa i jeszcze raz przywaliłam mu w mordę po czym zlizałam krew z łap i wyszłam podchodząc  do Dark`a.
-Po robocie.-Szepnęłam.
Wraz z bratem udaliśmy się z powrotem na imprezę. Mój bliźniak puścił jakiś nowy kawałek, a ja w tym czasie odebrałam zapłatę od klienta. Po tym razem zmyliśmy się i poszliśmy prosto do bazy MT.
-Wróciliśmy!!!-Krzyknęłam od progu.
Dark od razu zmył się do swojego pokoju, pewnie planując upić się do nieprzytomności lub naćpać nowym narkotykiem. Ja skierowałam się w stronę kuchni w której Sairen coś gotowała. Zajrzałam jej przez ramię i zobaczyłam nieokreśloną rzecz, która wydawała się jeszcze żyć.
-To jest jadalne?-Spytałam.
Cane spojrzała na mnie morderczym wzrokiem i powiedziała że to trucizna domowej roboty o którą ktoś w sklepie prosił. Czasami zastanawiam się co to do cholery za sklep, że sprzedaje tam takie rzeczy. Westchnęłam i dosłownie opadłam na krzesło. Zero chęci, siły czy motywacji. Nagle usłyszałam cichy dźwięk. Muzyka w dodatku znajoma. Podniosłam się i zaczęłam nucić tekst piosenki.
-Luna?-Spytał Jack wchodząc do kuchni.
-Cześć.-Uśmiechnęłam się.- No i na razie.
Wstałam i skierowałam się do swojego pokoju. Za niecałą godzinę mam dostać dane nowej ofiary i zaplanować morderstwo, czyli dzień jak co dzień. Kiedy kończyłam do mojego pokoju wpadła -dosłownie- Sairen.
-O co chodzi?-Spytałam wychylając się zza biurka.
<Sairen?>

Profil - Jack Black


 Jack Black

PSEUDONIMY: Pan Kokosowy Jeżyk.
ZAWÓD: Tester ciastek kokosowych.
WIEK: 22 lata
PŁEĆ: Mężczyzna
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOSRiver King.
CHARAKTER: Jack jest osobą która niczym się nie przejmuje. Prowadzi luźny tryb życia, nie słucha się nikogo i niczego, chyba że mu sie zachce. Mu nie rozkazujesz tylko prosisz. Ma zawyżoną samoocenę i rzadko przyznaje się do błędu. Z jego słuchawek prawie cały czas leci muzyka, mimo że rzadko zakłada je na uszy. Można uznać że robi to dla... szpanu?. Coś w tym stylu. Jedną z rzeczy z których cieszy się najbardziej, jest jego niezależność, której nie zamierza tracić. Co oczywiście nie znaczy że nie ma uczuć. Wbrew pozorom jest empatyczna i wrażliwą osobą, tylko tego nie pokazuje, można powiedzieć że się tego wstydzi.
ZAUROCZENIE: To inni zakochują się w nim.

Profil - Luna Music


Luna Music


PSEUDONIMY: Star, Muzyczny Morderca
ZAWÓD: Płatny morderca
WIEK: 18 lat
PŁEĆ: Kobieta
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOS: Mam tę moc.
CHARAKTER: Star nade wszystko kocha muzykę w swym aktach ma opisane kilka zboczeń: podczas morderstwa w pokoju z ofiarą zawsze leci ta sama muzyka i na każdej ofierze (konkretniej na czole) jest kartka z fragmentem jakiegoś tekstu. Stąd właśnie jej pseudonim Muzyczny Morderca. Star ma głos, którego może pozazdrościć niejedna piosenkarka, przez co nieraz pakowała się w kłopoty. Jednak za każdym razem ktoś jej pomógł. Wraz z bratem bliźniakiem, Dark`iem, tworzą zespół. Ponadto Luna kocha uprawiać rośliny, hodować zwierzęta i gotować. ma talent i do śpiewu i do gotowania. Zawsze jest pilna i szczera. Oraz szalona. Tak jak brat, uwielbia anime i mangi. Czasem mówi "X", robi "Y", a myśli "Z". Żeby poznać ją lepiej trzeba się do niej odezwać.
ZAUROCZENIE: Nikt konkretny...

Profil - Dark Music

Dark Music


PSEUDONIMY: Nuta
ZAWÓD: Diller
WIEK: 18 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOS: Wyginam śmiało ciało.
CHARAKTER: Dark jest typem osoby kochającej dobre imprezy, wielu znajomych i używki. Uwielbia się bawić i słuchać dobrej muzyki, często jednak widać go zamyślonego przez co sprawia wrażenie inteligentnego i rzeczywiście taki jest. Jednak...w swych rozmyśleniach często jest dzika impreza, nowe filmy, anime, mangii czy...a to już jego sprawa. Jednak Dark choć zwykle miły i przyjazny ma skłonności sadystyczne. Co można jeszcze o nim powiedzieć? dark jest nadwyraz wysportowany, co jest widoczne. Czasem ma momenty, gdy mówi "A", robi "B", a myśli "C". Jest to u niego charakterystyczne i większość istot z którymi ma do czynienia bardzo go lubi za te szczerość i prostote, choć niektórych to czasem irytuje.
ZAUROCZENIE: Kto wie?

piątek, 24 marca 2017

Profil - Cane Macey


Cane Macey

PSEUDONIMY: Można równie dobrze mówić na nią po nazwisku, nie przeszkadza jej to.
ZAWÓD: Pracuje w sklepie z różnymi starociami.
WIEK: 21 lat.
PŁEĆ: Kobieta.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: X
GŁOS: Chandelier.
CHARAKTER: Sairen jest cichą osobą. Rzadko się odzywa, woli milczeć. Cane to towarzyska i lubiąca pracę w grupie, chociaż lekko nieśmiała istota. Jest nad wyraz spostrzegawcza, zauważy nawet najdrobniejszy szczegół, najmniejszą zmianę. To typ dziewczyny, która dowie się o wszystkim pierwsza. Potrafi zaleźć za skórę, choć na taką nie wygląda. Jest dość wrażliwa i wszystkie złe słowa pozostają w jej pamięci na bardzo, bardzo długo. Kiedy już raz się z tobą zaprzyjaźni, możesz być pewien, że bez walki się nie odczepi.
ZAUROCZENIE: Brak.