sobota, 25 marca 2017

Od Cane

Stoję nad brzegiem morza, wieje lekki wiatr, słońce strasznie grzeje. Jestem tam sama. Mewy krążą nad dość spokojną wodą. Już mam zamiar wejść i chwilę popływać...
Ale dzwoni ten cholerny dzwonek. Jak zawsze. Siódma rano. Czas iść do pracy.
- W sumie, to spokojnie mogłabym rzucić tę robotę. - Szepnęłam ściągając w panice piżamę. - W sumie mamy hajsu tyle, że mogłabym wykupić jakąś połowę miasta razem z ludźmi. Czemu ja siebie samej tak bardzo nienawidzę? 
Przemknęłam szybko do łazienki naprzeciwko pokoju mając nadzieję, że nikt nie zauważył.
- No bo po co wstawać o dwunastej i robić coś ciekawszego niż siedzenie na tyłku przez siedem godzin w towarzystwie jakichś pojebów. Świetnie to obmyśliłam. - Kontynuowałam swój monolog szczotkując sierść.
Kiedy już w miarę się ogarnęłam i "jakoś" wyglądałam, zbiegłam na dół chcąc zjeść coś na szybko w kuchni. Na moje nieszczęście, nie wyhamowałam na zakręcie, przez co wpadłam wprost na przechodzącego tamtędy Jack'a, odbiłam się od niego i upadłam na ziemię. Lekko zestresowana spojrzałam w górę. Kiedy zobaczyłam, że się na mnie patrzy (no szok), zaczęłam się nerwowo śmiać, co znacznie pogorszyło sytuację.
- Uważaj jak łazisz. - Mruknął kręcąc głową, po czym wszedł do kuchni rozsiadając się przy stole.
Chyba się zorientował, że coś ze mną nie tak. Swoją drogą, co robi o tak wczesnej porze? Troszkę zbyt późno się zorientowałam, że minęło kilka minut, a ja dalej siedzę na podłodze i śmieję się sama do siebie. 
Kiedy już się uspokoiłam, wstałam i podeszłam do lodówki wyciągając mleko. Trochę było mi niezręcznie, pomimo tego, że go znam. 
- Przepraszam za to, co wcześniej. - Powiedziałam cicho siadając przy stole i nalewając mleka do kubka.

<Jack?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz