Allender
czwartek, 26 marca 2020
Od Pheona CD Marcusa
- Pheon, co ty...? - Marcusowi na twarzy malowała się konsternacja, chyba nawet dla niego to było za dużo.
- To cukierki. - odpowiedziałem Marcusowi, ale mój wzrok cały czas spoczywał na dziecku. - Weź sobie. Przepraszam za ten chaos, ja i mój kolega nie wiedzieliśmy, że są tutaj dzieci. - uroczo poklepałem naszego małego intruza po głowie.
Małolat patrzył na mnie z lekkim przestrachem, ale po dłuższej chwili sięgnął ręką po kilka "cukierków" i od razu wsadził do buzi. Uśmiechnąłem się i odwróciłem do Marcusa.
- To co, zostaniemy tu chwilę? Może jego rodzice zaraz wrócą? - szczerzyłem się jak jakiś pojeb, a Marcus szybko do mnie podszedł i szarpnął za ramię.
- Co ty mu dałeś? - ściszył głos i zerknął na dziecko. - Czy ty właśnie naszprycowałeś obce dziecko dragami?
- A gdyby było moje, to lepiej brzmiałaby twoja wypowiedź? Uspokój się, nic mu nie będzie.
- Musimy się stąd zabierać, zanim przyjadą gliny. - Marcus zdecydowanie zbyt mocno przejmował się naszą obecną sytuacją, dla porównania - ja się w ogóle nie przejmowałem. Pewnie dlatego, że przed wejściem tu z dwoma gnatami sam skubnąłem kilka cukierków.
- No dobrze, dobrze... - ukucnąłem przy dzieciaku. - A nie chcesz może przyjechać na weekend do wujków? Potem odwieziemy cię do domu, co ty na to?
Marcus?
Od Marcusa CD Pheona
W futrynie stało młode, na oko ośmioletnie i króliczego rodzaju. Jakie jest prawdopodobieństwo, że akurat w tym rozpadającym się domu publicznym znajdziemy dziecko? Co ono tam właściwie robiło? To chyba nielegalne.
- Pracujesz tu czy... - palnąłem bezmyślnie lecz zostałem skutecznie powstrzymany przed zadaniem tego pytania przez towarzysza, wbijającego kolbę karabinu w mój brzuch.
- ZA CO? - jęknąłem, łapiąc się za bolące miejsce i kiwając niczym dziecko dotknięte syndromem sierocym.
Pheon oparł te swoje idealne dłonie na tych idealnych skroniach i z wyrazem idealnego poirytowania na twarzy westchnął pod pokrytym łuskami nosem.
- Chodź tutaj. - skinął na dzieciaka gestem dłoni.
Gdy tylko chłopiec znalazł się w zasięgu ręki, Pheon sięgnął powolnym i pełnym napięcia ruchem do tylnej kieszeni swoich czarnych spodni. Dziecko drżało ze strachu, z kolei ja - no cóż - z podekscytowania. Nie powiem, że zdziwił mnie widok przezroczystej saszetki wypełnionej kolorowymi pastylkami różnych kształtów i rozmiarów, jednak to co mój kompan miał zamiar z nimi zrobić było dość... Niecodziennym... Ich zastosowaniem.
<Pheon?>
poniedziałek, 27 marca 2017
Od Cane CD Jack'a
niedziela, 26 marca 2017
Od Jack'a cd Cane
- Jest jeszcze wcześnie, wyluzuj się kotku - odpowiedziałem podłączajac znowu głośniki. Cane znowu je odłączyla i powiedziała - Ale jestem zmęczona po pracy, litości człowieku. Wstałem i ruszyłem do drzwi od pokoju - Niech ci będzie, ale wisisz mi przysługę kochanie. Przepuścilem ja w drzwiach i wróciłem na łóżko.
- Kobiety - powiedziałem sam do siebie - same z nimi kłopoty. Wyjąłem fajkę z szuflady i zacząłem ja palić.
- Trzeba będzie uzupełnić zapasy - powiedziałem patrząc na pustą szufladkę. Oglądałem widoki za oknem a z słuchawek leciała jakaś spokojna muzyka. Po skończeniu papierosa odszedlem od okna i znowu sie położyłem.
- W sumie Cane ma fajną sylwetkę, wypukłą tylko tam gdzie trzeba - powiedziałem sam do siebie - tylko troche wstydliwa jest, trzeba będzie sie za nią najwidoczniej zabrać. Po chwili usłyszałem jakieś awantury w pokoju pode mną. Wstałem z łóżka i poszedłem do pokoju Cane, a w środku zobaczyłem jak jakiś facet się do niej dobiera, nie wyglądało żeby robił to za jej zgodą.
- Nie widzisz że cie nie polubiła? - zapytałem uderzając go w twarz. Szybko wywaliłem go za drzwi i poszedłem za nim. Wyciągnąłem nóż z kieszeni i przysunąłem mu go do gardła. - Nie chciałbym cie tu więcej widzieć wiesz?, sprzedaż organów jest tak kusząca, że mogę sie za drugim razem nie powstrzymać. Kiedy skończyłem podniosłem go i dosłownie wykopałem z hotelu. Pomachałem mu na pożegnanie i wróciłem do pokoju Cane.
<Cane?>
Od Pheona CD Marcus'a
Od Marcus'a CD Pheon'a
Właśnie... Nie do końca byłem pewien. Z jednej strony, to dziwne chodzić do burdelu z chęcią kradzieży pieniędzy, a nie czyjejś macicy, ale... Cóż. I tak nie miałem nic innego do roboty.
- Ta, dlaczego by nie. - mruknąłem, odpychając się od stołu, o który byłem oparty.
- Świetnie. - odpowiedział Pheon z tajemniczym uśmiechem odsłaniającym zęby.
Już kilka minut później wyszliśmy z budynku i zmierzaliśmy w kierunku docelowym...
- No więc, um... - mruknąłem, drapiąc się po karku.
Staliśmy już pod drzwiami jednej takiej agencji. Pheon twierdził, że jest nowa, ekskluzywna i w ogóle kutasy z nieba leco. A tymczasem była to stara, obskurna kamienica na obrzeżach miasta. Dość... Ciekawie się zapowiada. Jedyną cechą łącząca to miejsce z burdelem były dźwięki, heh.
- Masz jakiś plan? Wkradamy się tylnym wejściem, wchodzimy normalnie i udajemy zwykłych klientów? A może... - Nie dokończyłem.
Pheon podał mi małą, aczkolwiek masywnej budowy spluwę, po czym przeładował swoją broń. Był to chyba karabin, nie wiem, nie znam się na broni.
- Rób co chcesz, ale nie pozwól nikomu uciec z budynku... - warknął mój towarzysz i otworzył drzwi mocnym kopnięciem.
Zapowiada się ciekawe popołudnie, nie powiem, że nie...
Od Cane CD Jack'a
Po powrocie ze sklepu byłam troszkę zmęczona. W sumie to w tej pracy nie robię nic poza siedzeniem i podawaniem różnych przedmiotów. Położyłam się na swoim łóżku i przymknęłam oczy. Była szesnasta, a mnie już chciało się spać. Leniwie przekręciłam się na lewy bok i włożyłam dłoń pod głowę mając nadzieję, że uda mi się szybko zasnąć. Nagle z pokoju u góry zaczęła lecieć muzyka. Bardzo głośna muzyka.
- No kurr... - Warknęłam zakrywając głowę poduszką.
Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do drzwi, otwierając je wpadłam na Jack'a.
- Naprawdę aż tak ci się podobam? - Uśmiechnął się i poruszył brwiami.
- Nie. - Odpowiedziałam. - Po prostu jestem trochę zmęczona, nieważne. Możesz ściszyć tę muzykę? Chciałabym pójść spać.
- Pomyślmy... Nie. - Odarł wciąż się uśmiechając. - Masz najwyraźniej problem.
- Musisz być taki uparty? Nie możesz założyć słuchawek?
- Nie. - Wzruszył ramionami. - Dobrej nocy życzę. - Powiedział, po czym mnie wyminął i poszedł w stronę schodów.
Świetnie. Wróciłam do siebie i rozsiadłam się na łóżku, a Jack dodatkowo jebnął basem jeszcze mocniej. Jeszcze lepiej. Że też muszę mieć pokój akurat pod nim. Usiadłam na łóżku i wzięłam ze sobą laptopa. Przynajmniej to mogę teraz porobić.
- Morderstwa w Allender, odnaleziony baron narkotykowy, policja nie może poradzić sobie z przestępczością... Nic ciekawego. - Mruknęłam, a litery mieszały mi się w oczach. Zdecydowanie powinnam iść spać. - Skoro on nic z tym nie zrobi, to ja to zrobię.
Zamknęłam laptopa, po czym wyszłam z pokoju, a swoje kroki skierowałam prosto do pokoju Jack'a. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, głównie dlatego, że nawet nie słyszał, otworzyłam drzwi. Podeszłam do gniazdka i odłączyłam jego głośniki od prądu.
- Co ty robisz?! - Wstał z łóżka.
- Prosiłam, żebyś to ściszył.
<Jack?>